Faworki czyli smaki karnawału
Lekko słodkie, bardzo kruche i niezmiernie delikatne w smaku, w kolorze jasnego złota – takie powinny być dobre faworki. Jeśli będą same łamać się w palcach albo w ustach, jeśli nadmiar cukru pudru nie zabije ich smaku – to z półmisków znikną w błyskawicznym tempie. Jak zrobić karnawałowe faworki, o których będziemy pamiętać przez następne tygodnie? To proste, ale nie łudźmy się, dość pracochłonne. Lepiej przygotowywać je w dwie osoby – wtedy raźniej w kuchni, a praca nie trwa tak długo. W tym roku przy faworkach pomagał mi dwunastoletni syn. I nie dlatego, że lubi gotować (wręcz przeciwnie niestety) – pociąga go za to wykonywanie rzeczy fajnych, precyzyjnych, wymagających staranności. A przy faworkach trzeba się szczególnie przyłożyć, bo oprócz właściwego doboru składników najważniejsze jest cieniusieńkie rozwałkowanie ciasta . Czym cieńsze ciasto, tym lepsze faworki. No i muszę przyznać, ze w tym roku było perfekcyjnie (1-2 mm). A ile frajdy przy przeplataniu faworkowych pasków z dziurką w środku. Potem błyskawiczne smażenie na gorącym tłuszczu, gdzie faworki jak żywe prostują się, nadymają i nabierają złocistego koloru. Potem szybko na bibułkę, aby odsączyć nadmiar tłuszczu, następnie na właściwy półmisek, gdzie posypaliśmy je cukrem pudrem (z sitka). Stosik rósł błyskawicznie, aż przyjemnie było popatrzeć. Ile było tej przyjemności? Tak ze dwie godziny chyba. W efekcie urosły cztery kopiaste półmiski. Ja już miałam dosyć wszelkich prac kuchennych (Nigdy więcej!?!). Potem jednak nasłuchaliśmy się tyle ochów i achów, że kto wie, może w przyszły karnawale zrobimy powtórkę wypieku faworków, w końcu rok odpoczynku powinien wystarczyć.
Składniki na faworki 30 dkg mąki pszennej 4 żółtka i jedno jajo całe (średnie) 100 ml gęstej kwaśniej śmietany 2 łyżki (20 ml) spirytusu szczypta soli pół łyżeczki cukru cukier puder do posypania 50 dkg smalcu do smażenia
Wszystkie składniki (oprócz cukru pudru i smalcu) mieszamy i zagniatamy ciasto. Nie jest to proste, bo mało jest „mokrych” dodatków. Początkowo ciasto bardzo się kruszy i wymaga dość długiego wyrabiania. Ostatecznie powinno być dość twarde, gładkie, a po przekrojeniu muszą być widoczne miejsca, gdzie utworzyły się pęcherzyki powietrza – wtedy jest idealne. Niektórzy dla tych pęcherzyków tłuką ciasto wałkiem, ale wydaje mi się, że dokładne ugniatanie powinno wystarczyć. Gdy ciasto jest gotowe, odcinamy niewielkie kawałki i cieniutko wałkujemy. Potem tniemy na zgrabne prostokąty (próbujemy bez linijki osiągnąć cel doskonały 4 na 15 cm, nie przejmując się zbytnio, że do ideału rzadko się zbliżamy). Gdy już mamy w zapasie trochę surowych faworków rozgrzewamy tłuszcz w dość szerokim garnku (głębokość smalcu to tak ze 3 cm – żeby faworki miały gdzie pływać). Smażymy kolejne porcje faworków nie odchodząc od garnka – na rozgrzanym tłuszczu rumienią się błyskawicznie – szybko przekręcamy każdą porcję, wyciągamy na bibułkę i po szybkim odsączeniu na docelowy półmisek, zaraz potem posypujemy cukrem pudrem. Surowym faworkom nie pozwalamy zbyt długo leżeć na stolnicy – łatwo obsychają. A jeśli smażymy większą ilość, to co jakiś czas wymieniamy tłuszcz – aby wysmażony smalec nie zepsuł smaku i zapachu tych pysznych karnawałowych smakołyków.