Ogród warzywny No-Dig
Dla wszystkich, którzy borykają się z problemem uprawy ogrodu na ubogich lub kamienistych glebach polecam tak zwany sposób no-dig (czyli bez kopania). Ja swoją przygodę z takim właśnie stylem ogrodnictwa rozpoczęłam pół roku temu, kiedy to przyjechałam na farmę Toadpool w hrabstwie Derbyshire w Anglii – teraz w taki sam sposób prowadzę swój ogród pokazowy na Kaszubach i polecam go wszystkim innym. Toadpool to miejsce, które po dziesiątkach lat wyzysku i niszczenia ze strony człowieka próbujemy teraz przywrócić do życia. Nie jest to może projekt na skalę Eden Project – chociaż i tutaj była ogromna kopalnia odkrywkowa, która zdewastowała całą istniejącą wówczas przyrodę, ale udało mi się tu założyć i już zebrać plony z warzywnika oraz zagonów na kwiat cięty. Chcę teraz opisać Wam ten eksperyment, ponieważ nie jednemu ogrodnikowi moje doświadczenia mogą się przydać.
W hrabstwie Derbyshire (tak jak i na pozostałym obszarze zwanym Midlands) od setek lat wydobywano cenne minerały i inne zasoby naturalne. W XIX wieku było tu tysiące kopalń, hut i innych industrialnych monstrum. Dzisiaj na szczęście pozostały po nich tylko wspomnienia i mocno zmieniony przez człowieka krajobraz. Dookoła Toadpool Farm węgla dokopano się dopiero pod koniec XX wieku. Rozległa kopalnia odkrywkowa dochodziła prawie pod sam dom. W ogrodzie ‘ze starych czasów pozostało tylko jedno drzewo jesion – kopalnia 10 lat temu została zasypana jałową, kamienistą glebą. Na takim podłożu założyłam ogród warzywny, który po pół roku rodzi pyszne, zdrowe plony i cieszy nas niezmiernie swoim pięknem.
Co tu było …
Od czasu zasypania kopalni ktoś posadził tu kilka drzewek i krzewów owocowych, które były bardzo zaniedbane. Zimą przycięliśmy to wszystko i doprowadziliśmy do wyglądu – teraz sad odwdzięcza się owocami. W jednym kącie działki (pod starym jesionem) stały też 2 szklarnie, które oczywiście chętnie przygarnęłam i dziś pękają w szwach od pomidorów, bakłażanów i papryk. Niestety nic więcej nie było poza słabo rosnącą na kamienistym podłożu trawą. Istniejące szklarnie i co ważniejsze strony świata oraz słońce – podyktowały mi kształt warzywnika. Oczywiście pytanie było tylko jak tu uprawiać cokolwiek w jałowym, kamienistym podłożu – czyli tym czymś – czym zasypano kopalnię (sama nie wiem co to w ogóle jest). No i szczęśliwie problem zamienił się w okazję – uprawa no-dig, czyli bez kopania. Jestem ogrodnikiem od zawsze pracującym tylko i wyłącznie ekologicznie, więc taka właśnie uprawa pasowała mi w 100 procentach. Wiecie jak to jest – czasami intuicja podpowiada, że to coś to właśnie jest to i tyle. Po prostu ma sens!
Jesień i zima 2018.
Jesienią 2018 roku zbudowaliśmy 4 rabaty wzniesione na terenie zawładniętym przez perz, pokrzywę i osty. Delikatnie wykopaliśmy widłami wieloletnie chwasty z wnętrza rabat, ale poza tym nic nie kopaliśmy (w sumie nie ma co – bo same kamienie!) potem każdą rabatę wyłożyliśmy grubym kartonem. Na karton wyrzuciliśmy grubą warstwę dosyć świeżego obornika końskiego i na to grubą warstwę kompostu miejskiego. Nie mieliśmy za bardzo wyboru – bo tak jak pisałam powyżej – ziemi tu nie ma, a gleby obcej do swojego ogrodu sprowadzać nie chcę, wolę ja sama stworzyć. No właśnie zaczęłam to robić – wiadomo, że nie jest to idealne podłoże i nie wszystkie rośliny będą na tym dobrze rosły – ale to był eksperyment.
Rabatę na kwiaty cięte przygotowaliśmy w trochę inny sposób. Nie budowaliśmy rabaty wzniesionej i nie dodawaliśmy obornika – na istniejące (kiepskie!) podłoże poszła tylko gruba (10cm) warstwa kompostu miejskiego. Nic nie kopaliśmy. Wcześniej przez jakieś pół roku miejsce to było przykryte czarną folią, żeby pozbyć się chwastów.
Cały ogródek otoczyliśmy niskim płotkiem z wikliny – warzywnik musi być nie tylko pożyteczny, ale i ładny – czemu nie! Na zdjęciach widać jakie rezultaty osiągnęliśmy w te kilka miesięcy.
Eksperyment udany.
Oczywiście uprawa w takim podłożu ma swoje limity – ale jeśli ktoś nie ma wyjścia, ponieważ ma na działce bardzo kiepskie gleby – to naprawdę nie jest to zły pomysł. Nasiona wysiewałam na rozsadach wewnątrz – najpierw na parapecie, potem w nieogrzewanej szklarni i do gleby sadziłam warzywa oraz kwiaty w postaci sadzonek z multiplatów. Siałam wprost do gleby tylko bób i marchew.
Rośliny kapustne (kapusta, jarmuż, kaletes, brukselka, kalafior czy brokuł) i liściaste tupu sałaty, musztardówce czy szpinak rosną na tym podłożu jak zwariowane. Nigdy jeszcze nie maiłam tak pięknej i ogromnej sałaty – przypominam, że ogród nie był niczym dodatkowo nawożony. Dobrze tez rośnie marchew, pasternak i buraki oraz cukinia i dynie. Troszkę gorzej reagują na podłoże rośliny motylkowe – bób i groszki radzą sobie ok i zajadamy się już ich płodami, ale fasola pokazuje stres. Nie wiem tak do końca czy spowodowane jest to dużą ilością azotu (obornik) czy chodzi tu bardziej o chłodne lato – niestety w Anglii w tym roku jest szczególnie zimno. Czosnek sadzony jesienią niestety poległ – ogólnie żadne korzeniowe czy rosnące ‘pod ziemią’ warzywa nie lubią mocno obornikowanego podłoża, więc i tak jestem w szoku że tylko on nie dał rady.
Ogólnie jest to bardzo ciekawy eksperyment i fajne jest to, że jak najbardziej się udaje. Teraz każdej jesieni będę ściółkować zagony grubą warstwą kompostu i w ten sposób tworzyć własną glebę. Życie w postaci dżdżownic, grzybów i bakterii zapewne przyjdzie nie tylko z dodawanej materii organicznej ( np. kompost, obornik przekompostowany, ziemia liściowa, dobrze przekompostowane zrębki czy kora), ale i z istniejącego podłoża. Początek jest. A najważniejsze jest to, że nie kopiąc gleby:
- zachowujemy w niej jak najwięcej wilgoci,
- grzyby mikoryzowe swobodnie rozrastają się i wspomagają wzrost korzeni,
- nie rujnujemy jej budowy a co za tym idzie wspomagamy dobre warunki wodno-powietrzne,
- mamy mniej chwastów – pamiętajmy, że kopiąc wyrzucamy na powierzchnię coraz to nowe nasiona, które tylko czekają na okazję
- wzrost chwastów hamuje również regularne zastosowanie ściółki, która w systemie no-dig jest konieczna,
- zachowujemy w glebie ciepło podczas zimowych miesięcy, nie chłodzimy jej wywracając do góry nogami!
- nie trzeba kopać – mniej pracy dla nas!!!
A chwasty?
A co z tymi zaroślami? Dziś na rabatach tu i ówdzie wyrasta jakiś chwast w postaci źdźbła perzu głównie – ale jeszcze ani razu nie spędziłam dłużej niż 5 minut na odchwaszczaniu. Muszę powiedzieć, że perz (choć i tak nadal w bardzo małych ilościach) bardziej przerasta tkaną plastikową agrowłókninę, którą wyłożyłam ścieżki, ale tu z łatwością z pomiędzy kory wydobywam pojedyncze chwasty. Ogólnie można powiedzieć z ręką na sercu – że problem z chwastami tu nie istnieje! Super co?