Wspomnienia z gorącej Toskanii
Ponieważ dość znacznie się ochłodziło, Maszka z bloga MASZKA TU, MASZKA TAM z wielką przyjemnością wraca wspomnieniami do tych wczesnosierpniowych dni, kiedy to na wakacjach w Toskanii miała przepiękną pogodę, cudne widoki i bujną, kolorową roślinność dookoła.
Chociaż jeździmy do Toskanii od lat, to Vinci odwiedziłam w tym roku po raz pierwszy. Zawsze myślałam,że to miejscowości przyjmują nazwy od jakiejś postaci , które były z tym miejscem związane (moja wieś od pewnego księcia, który jej ją nadał), ale nie we Włoszech. Leonardo był da Vinci – ponieważ był z Vinci, a właściwie urodził się w jakimś gospodarstwie niedaleko tej miejscowości (tam już nie dotarliśmy przez upały), a w samym miasteczku był chrzczony. Ponoć chrzcielnica, która znajduje się w tutejszym kościele, to ta sama z której czerpano wodę święconą do polania główki małego Leonardo. Mieszkaliśmy nieopodal, więc byliśmy w Vinci dwa razy na lodach. Tak jak wiele innych miasteczek Toskanii, Vinci udekorowane było pięknie obsadzonymi donicami glinianymi. Każdy balkon, taras czy patio tonęły w kolorowych kwiatach pelargonii, niecierpków i hortensji. Od gorących promieni słońca ludzie chowali się pod gęsto porośniętymi pergolami.
Dojeżdżaliśmy do miasteczka dwiema różnymi drogami. Gdyby ktoś kiedyś miał okazję jechać z Pistoi do Vinci to polecam gorąco i namawiam serdecznie do skorzystania z tzw. starej drogi.Do San Baronto, w którym mieszkaliśmy droga jest jedna a potem się rozwidla w prawo sp16 do Lamporecchio,a potem sp 123 albo w lewo sp 9 do końca. Ja polecam sp 9. Jest bardzo kręta (chociaż widziałam krętsze),ale niezwykle malownicza. W samym miasteczku wystarczy ,że jest 20 turystów a robi się tłum. Gdyby nie to ,ze właśnie trwała jakaś fiesta, to pewnie w ogóle nikogo by nie było. Być może ludzie pochowali się w chłodnych murach domostw. Było pięknie …