Wędzenie to nic trudnego
Iza z bloga MOJE ŻYCIE NA WSI od czasu kiedy to znajomy Pan Janek uwędził jej kozie sery – marzyła o własnej przydomowej wędzarni. Jednak zawsze, gdy wspominała o tym mężowi odpowiadał, iż lepiej dać sery Panu Jankowi do uwędzenia… I tak wciąż odkładała swój plan na bliżej nieokreśloną przyszłość. Wszystko jednak do momentu gdy …
… dostałam od mojego taty starą, metalowa beczkę, która jemu wcześniej służyła właśnie jako wędzarnia. Później dowiedziałam się, że historia tej konkretnej beczki jest o wiele dłuższa i ciekawsza: wspominając mimochodem mojemu bratu ciotecznemu, że mam zamiar ową beczkę zabrać z „terenu siedliska po Babci” usłyszałam historię kilku młodych chłopaczków, którzy w owej beczce staczali się z górki na pazurki.
No cóż … być może mojemu synkowi też kiedyś przyjdzie taki pomysł do głowy, póki co jednak moja beczka znów robi za wędzarnię. I powiem Wam, że pomimo moich wielkich obaw, że zmarnuję wszystkie sery, że mi się rozpuszczą, będą niejadalne, czy nie wiem co jeszcze – wyszły po prostu wyśmienicie! Okazało się, że wędzenie to naprawdę nic trudnego, nie ma się czego bać, a pilnowanie ognia i podkładanie – to czysta przyjemność .
Zainteresowanym podam, że nasze kozie gomółki wędzimy w temperaturze około 40 st C przez jakieś 6 godzin. Większe sery trzeba wędzić trochę dłużej, ale myślę, że to kwestia doświadczenia i wyczucia. Nie pokazuję naszej wędzarni w „pełnej okazałości” bo naprawdę nie ma się czym chwalić. Zwykła wiejska wędzarnia z beczki. Ja jednak jestem bardzo dumna, że mam wreszcie własną i robienie serów kozich zyskało dla mnie nowy wymiar. W naszej beczce regularnie wędzimy twarożek, a podczas Świąt Bożego Narodzenia również ryby (m.in. łososia).
coś fantastycznego ! 🙂